poniedziałek, 14 lipca 2014

Trójmiejskie podboje M.

Udało się namówić tatowego człowieka na polskie morze w tym roku a miało nie być wakacji (ten ukryty talent mamy w argumentowaniu swoich racji).
Po zapakowaniu połowy mieszkania i sprawdzeniu listy tysiąc razy koło 3:30 nad ranem udało nam się wreszcie wyruszyć kierunek Krynica Morska.
W planach było odwiedzenie trójmiasta z nastawieniem na Sopot osobno ze względu na spotkanie jakie nam się szykowało właśnie w tym miejscu.
Dlatego Trójmiasto nawiedziliśmy razy dwa a wyglądało to tak, że i lody były i słońce i deszcz i kawa pyszna i rozmowy przemiłe i spóźnienie wielkie za które kajam się nawet dziś i gwiazdy i lans na molo i oceanarium i jedzenie frytki z podłogi w kebabie ;)






2 komentarze:

  1. Bardzo dobrze Cie rozumiem... Kiedy wróciłam po macierzyńskim do pracy, mimo tego, że znów mogłam się rozwijać, przebywać z ludźmi, to bardzo tęskniłam za Mają... Czasem aż nie potrafiłam sobie z tym poradzić. Wtedy każdą wspólną chwilę docenia się jeszcze mocniej, bardziej. Pozdrawiam Cię słonecznie:))

    OdpowiedzUsuń